Jesteś 9976459 gościem | Dziś jest czwartek, 18 kwietnia 2024 | Godzina 22:11 |  | 

XXVIII Konkurs Poetycki


 

konkurs poetycki 2023 final

 

Julia Borowczyk kl. 4B

foto1 foto2 foto3 foto4

 

Roksana Czechowicz kl. 2F

Wolność

Potrójny dzwonek
zaproszenie do innego świata
osnutego jeszcze kurtyną tajemnicy

Rząd 3 miejsce 12
nie opuszczając fotela
przekraczam granicę innej rzeczywistości

Przed dziesiątkami par oczu ożywa historia
Przed nimi i dzięki nim
bo bez nich byłaby w niebycie

I kiedy opada kurtyna
wracam do domu
Na ulicy widzę cień Lady Makbet
rzucany przez natłok moich myśli

Uśmiecham się mimowolnie
W tej jednej chwili
czuję
że mogę
wszystko

 

Wystarczył rok

24 lutego 2022 roku
leniwy poranek
włączam TV
Rosja zaatakowała Ukrainę

Czołgi, rakiety, ostrzały
słucham
zamieram
pierwszy kęs tosta z dżemem morelowym
broni się całym swoim jestestwem
przed przejściem przez zbyt wąski przełyk
nawet kakao w kubku
zmarszczyło się z oburzenia
posępnym kożuchem

24 lutego 2023 roku
leniwy poranek
włączam TV
Rosja nie ustaje w atakach na Ukrainę

Czołgi, rakiety, ostrzały
słucham
delektując się
kawałkiem świeżego sernika z brzoskwiniami
Pyszna ta bezowa pierzynka

 

Kasper Rachel kl. 3C

„Ignotus”

Trwający w ścisku, w tłumie rur i poręczy,
zgnieciony oddechem wyczutym na karku,
siedzę przed blaskiem szklanym i tak delikatnym.
Siedzę, a świat wokół mnie siedzi.

Szepty, uśmiechy, chichoty gdzieś z tyłu
zlewają się z piskiem i tarciem żelaza.
Spojrzenie zaś senne, zmęczone wyraźnie,
otula pogardą, matczyną, tak bliską.

Sięgam pamięcią do czasów już przeszłych,
uległych chwilom, straconych bytem.
Za oknem doczesność mierzy mnie wzrokiem.
Za oknem niemoc mierzy w mą duszę.

Przede mną wrze walka, subtelna i cicha,
widoczna przez szybką ucieczkę oka,
Czy boi się spojrzeć w lustro Pamięci?
Spojrzeć w odbicie tak jej dobrze znane?

Noga na nogę, ramię na ramię,
słabość za siłę, zmęczenie za moc.
Starość za młodość, szarość za chwałę,
A czas mija, czas goni wciąż...

Bliskość, moja i twoja
znalazły po latach tęsknoty się.
Najpierw nieufne, nieustępliwe,
dotknięciem kolan złączyły się.

Ignorancja, jeśli nie darem,
ludzkim narzędziem w poznaniu jest.
Bez niej życie nie byłoby krótkie.
Bez niej życie nie miałoby łez.

Siedzę, a świat wokół mnie siedzi,
choć to przejściowe, trwać wiecznie nie może.
Otwieram oczy. Przystanek przeminął.
Ostało się tylko twoje „Lata via”…

 

„Ukanarzowienie w szynopłazie 12”

W blasku słońca świącego, sapienszenia niemrawego,
kurs szynopłaza dorwałem. Naprzeciw mej dupsiojki
żółwiąc pomału, jednakowoż klangując przy tym fest,
berbeć z pędrakiem, nicponiąc, kanarkiem podrzucali.

Kanarek cały żółtkowy, piórtoszek wcale zacny,
saltował, odsaltowywał bez woli raczej własnej.
Tłum szynny, pełen walnej powolności, delicjował
ten fenomen na fali sentencjalnie prostej: HA HA.

Szynobamber z przodu siadłszy, fajkując, nie za wiele
całym aviszoł zdawał się przejmować. Kokardując,
przystankował sprawnie; odnajdował nas naprzeciwko
wyróżnionych stopków, stopajków i stopajeczówek.

Psi los, kanarczy los. Sytuacja ptasia – patowa,
moje położenie – garść piór w zasięgu zrywu „ad hoc”.
Ćwirgoczący żółty puch ukanarzył się
między berbeciem a pędrakiem. Szast, siu, kanarek mój.

Głowując w dół, uzewnętrzniając grabę pomalutku,
odkywam przed globem zdzióbkowanego delikwenta.
A to co? Nie ma piórka? Nie ma skrzydła? Nie ma dzioba?
Mandat za brak farkarty? Naprzeciwko chichocze ptak...

 

Karolina Grześkowiak kl. 3G

"Okno na poddaszu"

Okno na poddaszu
w niewielkiej kamienicy,
stojącej blisko
głównej ulicy.

Otwiera się
na niewielkie podwórze,
choć bardziej spojrzenia
kieruje ku górze.

Rankiem wpuszcza
promyczek słońca
i tak aż do dnia
każdego końca.

Zeń widać liście
na szczycie starego drzewa
oraz szare chmury
na tle nocnego nieba.

Pod nim leżę
ja rozmyślony
i myślami wybiegam
w różne strony.

Głuchy huk
deszczu na szybie
sprowadza moje myśli
z powrotem na ziemię.

I tak patrzę
przez nieba dno,
przez okno na poddaszu,
przez zalane szkło.

 

Maria Kaczmarek kl. 4G

Między dworcem
a domem
myśl prymitywna
Ja nie jestem
wytworem
wyobraźni Twojej
Ty nie jesteś
poetą
lecz żrącym złudzeniem
wad mych uciechą

Między utopią
a Tobą
jest przepaść wielka
Ona bardzo
by chciała
być już pochłonięta
pokonana boleśnie
w trudach
nie we śnie
Ona nudzi się  

Hej rozczarowanie
Mój Ty przyjacielu
Wejdź do mnie na kawę
Będzie kupa śmiechu

Opowiem Ci o planach
o decyzjach pewnie też
Zapalisz papierosa i
drwiąco spojrzysz się
Przypomnisz kilka zdarzeń
W dyskomfort  wprawisz mnie
Zbijesz misę marzeń bo
już wiesz
co czyha i gdzie

Hej rozczarowanie
Słuchaj może wpadniesz
Wypijemy kawę
Znowu wieczór zajmiesz
Powiedz co u Ciebie
Z melancholią włóczysz się
Mijacie też nostalgię i
Taki jest wasz dzień 
Macie dobry humor
kosztem innych dusz
To imponujące jak
niszczycie spokój mój

 

Maciej Stachowiak kl. 2A

Artystka Nieśmiertelna

Krzykiem w drzwi i runęły podpory,
Topory przodem, jak pochodni eklipsy,
Z desek chrust, między niemi otwory,
Weszły w dom cienie apokalipsy.

Chciała słać uściski, dziękczynienia,
Pośród dystansu, mimo ich ślepoty,
Znajome twarze z jej spostrzeżenia,
Już uśmiech uchylił się dla zgryzoty.

Trzymał każdy pod ręką rozżarzone,
Róże rozkwitłe, lub skromne goździki.
Ciała postaci szczere, niemal obnażone,
Między starcami również słowiki;

Śpiewają... Pieśnią raczej swoją niż piękną,
Lamentu cierpień, zamiast luby przydają,
Do wnętrza strapią, dotkliwie wściekną,
Powiadając ją, że ledwo one kochają.

Wbiegła staruszka prędko schodami,
Czym mogąc za sobą trzaskała,
Padła na łóżko trąc się razami,
Wycieńczona bezradnie płakała;

Słyszała... Sztych okien snadnie rozbijany,
Firanki chlubnie oblewane atramentem,
Krzeseł dech nad stołem łamany,
Ołówki roztaczające się pawimentem.

Wieczność budowała śmiertelnością całą,
Z boskim stworzeniem duszę wyrokiem związała,
Jemu świadczyła przysługę dużą jak małą,
Jemu lepsze barwy przez twór ukazała.

Czy z zazdrości jakiej nad drygiem, secesją?
Czyjej intencji ganek wznieść na domu wzorze?
Wszak od narodzin życie wieczne jej obsesją.
Ich uszczknąć spuścizny, nim zdusić, a może;

Przyszli teraz... Nie chcieli wprzódy wadzić?
Zdawało im się, iż ją znaleźli w potrzebie,
Nuż jednak i pierwiej dziecię im zgładzić?
A dom zniszczyć, zachować dla siebie?

Myśl wszelaka od pytań się nie odrywa,
Pod kocem chlipie postać skulona,
Zimnymi kolanami twarzyczkę przykrywa,
Nie w krzyż, a w notes wtulona...

 

 

Przedstawiamy wiersze laureatów

Roksana Czechowicz

„Mała dziewczynka z pięknym głosem”

Z dedykacją dla siedmioletniej Amelki z Ukrainy

Mroczny bunkier w Kijowie.

W oddali słychać strzały.

Zatęchła obskurna piwnica,

W jej murach tłum struchlały.

Tu kuli ktoś ramiona,

Tam Boga ktoś przyzywa,

Gdy nagle nastrój grozy

Dziecięcy głos przerywa.

Z małych różowych usteczek

W tę przeraźliwą noc

Płynie piosenka krzepiąca

Z refrenem "Mam tę moc".

I choć potężna armata

Ma moc, by mury kruszyć,

To nie ma takiej siły

Jak żar dziecięcej duszy.

„Śmierć”

Co o niej wiemy?

Na pewno

się zjawi

Jak?

Może po cichu

na paluszkach

jak psotny chochlik

muśnie czule powiekę

zamykając ją

po raz ostatni

Może z hukiem

z trzaskiem

włamie się bezlitośnie

jak bandyta

rabując

świeżo usnute marzenia.

Gdzie?

Może w domowym zaciszu

pachnącym szarlotką z cynamonem

Może w sali szpitalnej

w której unosić się będzie

ostry zapach detergentów

Może na ulicy

z piskiem opon

i chrzęstem tłuczonego szkła.

Kiedy?

Może nie w porę

niczym nieplanowany gość

Może w sam raz

jak zaproszona wcześniej

najlepsza przyjaciółka

Kto to wie?

Chyba tylko

Ona sama

A może

nawet ona

nie ma jeszcze o tym

bladego pojęcia

„Do przyjaciela”

Odszedłeś

zabrała cię ta

która zabiera na zawsze

i podobno

do lepszego świata

Odszedłeś

mam po tobie

pudełko ze zdjęciami

które cały czas

wprawiają moje serce

w serię drgań

Odszedłeś

zostawiając po sobie

garstkę rzeczy

pokłady wspomnień

i niemożliwy do wypełnienia

kawałek pustki

na dnie duszy

Jeszcze cię zobaczę

nie tutaj

nie na tym świecie

i nieprędko

lecz

JESZCZE CIĘ ZOBACZĘ

Będziesz tam

przy samej bramie

przy samym świętym Piotrze

i na mój widok

wesoło

zamerdasz ogonem

Oliwia Rajkowska

***

Gdy słońce znika budzą się potwory
Wychodzą spod łóżek na łów,
Strzygi i zmory – dzieci małych lęki
By stać się prawdziwym upiorem

Ten  łapę wyciąga, inny w pysku mieli

Wspomnień zapomnianych kurz

Harcują po Świecie, gdzie zamieć, gdzie Nów.

Bo potwory lubią śnieg,
W Białej Masie zapada się odór,
Gwiazd martwych i tych niezdobytych
Nie spojrzysz im w oczy, strach wzbiera na sile
By w końcu w panice bój stoczyć

A potwór się cieszy widząc lęk człowieka,
Głaszcze po włosach powoli
Szpony zaciska, krew leje i tryska –
W tym puchu robiąc ozdoby

Bo tuczy swój obiekt kreatur,
Z wolna, dokładnie co wieczór,
byś jedyne co widział w tej ostatniej chwili

To biel i skrzydła motyli

„Razem”

Nie wiem nawet kiedy to się stało,
w którym momencie myślokształt przyjął twoją twarz
Lecz nie powiem, że jest to niechciane

W jakikolwiek sposób się tutaj dostałaś,
zostań.
Nawet gdy wiatr zawieje odrobinę mocniej,
gdy włosy zmierzwi nieoczekiwanie,
a krople zawodu tak pięknie zmoczą ubranie, 
zostań.

Chciałabym móc rzec, że nigdy nie było lepiej niż teraz
i już nigdy niż teraz gorzej nie będzie,
Lecz kto wie, co przyniesie nam duch czasu,
Czy z agawą, chryzantemą przyjdzie któregoś wieczorul

Chciałabym z przekonaniem powiedzieć, że nic się nie liczy
i liczyć nie będzie się nic

prócz nas

Ale powiem to jedynie z nadzieją

Bo matka kocha swoje dzieci,
Choć rani i krzywdzi nieustannie, jak nieustannie bolesny jest czas
Ten już wspomniany chwilkę temu

Mogłabym się założyć, że przybędzie kiedyś z piłą,
Odetnie nam po ręce, kilka palców i kawałek serca
Podzieli go na dziesięć części, rozsypie po świecie
Z myślą, że pójdziemy ich szukać
Osobno.

Ale tak naprawdę zostaniemy tutaj, ciągle tak samo emocjonalne
Nie przejmując się zwykłym kawałkiem serca
Zostaniemy przed kominkiem
Razem

***

Kto łapiąc za słowa strachem się obejdzie
Nie przyda się więcej, a w życia udręce
Niech spojrzy głębiej, bardziej w problem wejdzie
A już nie wypłynie, do bram słońca bilet
            Mu dostarczą

Choć racz człowieku zapłakać nad losem
Tych wszystkich pierzastych ze złamanym głosem,
bądź pięknych siedzących na krzesłach gdzieś wysoko
Co żaden, ani żadna z tych największych krain burgundem niezaciekawiona

A wiesz paniczyku, że kolory hańbą większą cię okryją, niż
przegrany pojedynek, łza królewny czysta
A sprawą jest oczywista, iż te tysiąc istnień o których ty nie wiesz
ważniejszymi są od twoich

Tych wszystkich złociszy, kreacji najpiękniejszych
ksiąg wieczystych nieskalanych królewskim dotykiem
Tańcy, wzroków ludzi zadziwionych szykiem i pięknem pozornym
Jakoby świat lepsiejszych nie zna

A młodość!

Ah! Ta młodość jeszcze pokorniejsza
Co brzegiem rzeki upłynie za chwil kilka
A mała dziewczynka co księżną stać się chciała
Z owocem zląduje na straganie
Tęsknie zglądając na te piękne panie chichoczące za wachlarzem

Ot, hierarchia ludzkości zawsze dawała w kość tym
Których marzeń nie da się zatrzymać
Ni demonom, czarnym wysłannikom życia
Nie kiepskim pokusom lubieżnego krycia
A największy wróg ze wszystkich to znieczulstwo,
kradnąc oczy i zmysł, lecz sam pomyśl jaki,
tworząc społeczeństwo zimne niczym kamień

Acz nie ten mały, niestety, zabrany gdzieś z plaży
Co zostawisz przy rybie, co się smaży i odejdziesz w niemyśl go wrzucając
Nie, coś raczej jak głaz wielki poorany czasem, wypłukany wodą,
Co miniesz go z grymasem wzrok odwracając w to co nieskalane niczym
A nic puste jak twe myśli i choć teraz wątpisz w te słowa poety, za rok lub dziesięć
Wrócisz do tej frazy, wspomnisz tutejsze obrazy ze wzruszeniem

Lub smutkiem

W końcu widząc jak łatwo sterował tobą nierząd

Umysłu.

I ten burgund już wcześniej wspomniany
pokrywając całą ziemię zapomnieniem
zostawiając na Jej ciele krzywe rany a tych nikt nie zauważy
Bo znowu każdyś z nich zajęty swoją troską

I tak powoli zacznie się koniec, po prostu.
Bez orszaków niebieskich, żadnych płaczów, zgrzytów
Nawet jeden nie piśnie i tak już dawno zabrali im oczy
A z ichnich serc nienawiść broczy

Anna Ciesielska

„Smok i kura"

Smok tysiące lat żyjący,

Kurkę raz spotykające rzekł jej przestrożnie:

"Ucieknij i zawalcz o siebie bo skończysz na

rożnie"

Kura nie posłuchała i parę dni później

w zupie się gotowała,

A morał z tego taki walcz o siebie bo potem

może nie być jak w niebie.

"Język za zębami"

I nawet gdybym miała przyjaciół między

wami,

Trzymam język za zębami,

Gdybyście byli mili czasami,

Trzymam język za zębami,

Gdybyście grozili mi między wersami,

Trzymam język za zębami,

Choćby mieli zbić Mnie batami,

Trzymam język za zębami

I gdyby torturowali mnie latami,

Trzymam język za zębami I choćbym życiem

przypłacić to miała to bym się nie

wygadała...

"Żmija"

Żmija kąsa jadowicie mocno często i

sowicie.

"To kwiat zerwany na łące"

To kwiat zerwany na łące,

to promienie słońca gorące,

to chwila spędzona przy książce,

to jedno spojrzenie w oczy,

to znajomy uśmiech uroczy,

to czas spędzony na pomocy,

to ogniska blask wśród czarnej nocy,

to piosenka sprzed lat skoczna,

to herbata z przyjaciółmi,

To każda z tych chwil, tak rzadko

docenianych a wszak tak hojnie Nam

danych...

Marianna Walkowiak

***

Ciszo,
Poszukuję ciebie w rozjątrzeniu,
Gdy wszystkie dźwięki poddają
Mnie jeszcze większemu wrzeniu.
Ciszo,
Poszukuję ciebie w chwilach zmartwienia,
Gdy tyle niepokojących głosów
Doprowadza mnie do drżenia.
Ciszo,
Poszukuję ciebie wśród rozpaczy,
Gdy żadne słowo pocieszenia
Nic dla mnie nie znaczy.
Niby ciebie poszukuję -
Gdy zaczynasz panować,
- Nigdy nie - kompletna ciszo,
Przerażasz mnie

Jan Grussy

„3)”

jadę każdego dnia w maszynie na szynie

Myśląc, że nie wiem dokąd zmierzam 

Może dziś ta szyna bardziej w lewo popłynie 

jednak nie, codzienne ten sam peron zwiedzam

Widzę twarze, ludzkie twarze. 

Słyszę głosy, śmiechy, płacze 

Skrawki życia każdego pasażera

o tym ze ktoś dostał awans, że ktoś komuś umiera

Chciałbym choć raz zobaczyć moje życie z boku

usłyszeć siebie pogrążonego w porannym amoku

zapytać „przepraszam, czy to miejsce zajęte?”

to rutynowe życie, jest dla mnie po prostu niepojęte