XXVII Konkurs Poetycki
Roksana Czechowicz
„Mała dziewczynka z pięknym głosem”
Z dedykacją dla siedmioletniej Amelki z Ukrainy
Mroczny bunkier w Kijowie.
W oddali słychać strzały.
Zatęchła obskurna piwnica,
W jej murach tłum struchlały.
Tu kuli ktoś ramiona,
Tam Boga ktoś przyzywa,
Gdy nagle nastrój grozy
Dziecięcy głos przerywa.
Z małych różowych usteczek
W tę przeraźliwą noc
Płynie piosenka krzepiąca
Z refrenem "Mam tę moc".
I choć potężna armata
Ma moc, by mury kruszyć,
To nie ma takiej siły
Jak żar dziecięcej duszy.
„Śmierć”
Co o niej wiemy?
Na pewno
się zjawi
Jak?
Może po cichu
na paluszkach
jak psotny chochlik
muśnie czule powiekę
zamykając ją
po raz ostatni
Może z hukiem
z trzaskiem
włamie się bezlitośnie
jak bandyta
rabując
świeżo usnute marzenia.
Gdzie?
Może w domowym zaciszu
pachnącym szarlotką z cynamonem
Może w sali szpitalnej
w której unosić się będzie
ostry zapach detergentów
Może na ulicy
z piskiem opon
i chrzęstem tłuczonego szkła.
Kiedy?
Może nie w porę
niczym nieplanowany gość
Może w sam raz
jak zaproszona wcześniej
najlepsza przyjaciółka
Kto to wie?
Chyba tylko
Ona sama
A może
nawet ona
nie ma jeszcze o tym
bladego pojęcia
„Do przyjaciela”
Odszedłeś
zabrała cię ta
która zabiera na zawsze
i podobno
do lepszego świata
Odszedłeś
mam po tobie
pudełko ze zdjęciami
które cały czas
wprawiają moje serce
w serię drgań
Odszedłeś
zostawiając po sobie
garstkę rzeczy
pokłady wspomnień
i niemożliwy do wypełnienia
kawałek pustki
na dnie duszy
Jeszcze cię zobaczę
nie tutaj
nie na tym świecie
i nieprędko
lecz
JESZCZE CIĘ ZOBACZĘ
Będziesz tam
przy samej bramie
przy samym świętym Piotrze
i na mój widok
wesoło
zamerdasz ogonem
Oliwia Rajkowska
***
Gdy słońce znika budzą się potwory
Wychodzą spod łóżek na łów,
Strzygi i zmory – dzieci małych lęki
By stać się prawdziwym upiorem
Ten łapę wyciąga, inny w pysku mieli
Wspomnień zapomnianych kurz
Harcują po Świecie, gdzie zamieć, gdzie Nów.
Bo potwory lubią śnieg,
W Białej Masie zapada się odór,
Gwiazd martwych i tych niezdobytych
Nie spojrzysz im w oczy, strach wzbiera na sile
By w końcu w panice bój stoczyć
A potwór się cieszy widząc lęk człowieka,
Głaszcze po włosach powoli
Szpony zaciska, krew leje i tryska –
W tym puchu robiąc ozdoby
Bo tuczy swój obiekt kreatur,
Z wolna, dokładnie co wieczór,
byś jedyne co widział w tej ostatniej chwili
To biel i skrzydła motyli
„Razem”
Nie wiem nawet kiedy to się stało,
w którym momencie myślokształt przyjął twoją twarz
Lecz nie powiem, że jest to niechciane
W jakikolwiek sposób się tutaj dostałaś,
zostań.
Nawet gdy wiatr zawieje odrobinę mocniej,
gdy włosy zmierzwi nieoczekiwanie,
a krople zawodu tak pięknie zmoczą ubranie,
zostań.
Chciałabym móc rzec, że nigdy nie było lepiej niż teraz
i już nigdy niż teraz gorzej nie będzie,
Lecz kto wie, co przyniesie nam duch czasu,
Czy z agawą, chryzantemą przyjdzie któregoś wieczorul
Chciałabym z przekonaniem powiedzieć, że nic się nie liczy
i liczyć nie będzie się nic
prócz nas
Ale powiem to jedynie z nadzieją
Bo matka kocha swoje dzieci,
Choć rani i krzywdzi nieustannie, jak nieustannie bolesny jest czas
Ten już wspomniany chwilkę temu
Mogłabym się założyć, że przybędzie kiedyś z piłą,
Odetnie nam po ręce, kilka palców i kawałek serca
Podzieli go na dziesięć części, rozsypie po świecie
Z myślą, że pójdziemy ich szukać
Osobno.
Ale tak naprawdę zostaniemy tutaj, ciągle tak samo emocjonalne
Nie przejmując się zwykłym kawałkiem serca
Zostaniemy przed kominkiem
Razem
***
Kto łapiąc za słowa strachem się obejdzie
Nie przyda się więcej, a w życia udręce
Niech spojrzy głębiej, bardziej w problem wejdzie
A już nie wypłynie, do bram słońca bilet
Mu dostarczą
Choć racz człowieku zapłakać nad losem
Tych wszystkich pierzastych ze złamanym głosem,
bądź pięknych siedzących na krzesłach gdzieś wysoko
Co żaden, ani żadna z tych największych krain burgundem niezaciekawiona
A wiesz paniczyku, że kolory hańbą większą cię okryją, niż
przegrany pojedynek, łza królewny czysta
A sprawą jest oczywista, iż te tysiąc istnień o których ty nie wiesz
ważniejszymi są od twoich
Tych wszystkich złociszy, kreacji najpiękniejszych
ksiąg wieczystych nieskalanych królewskim dotykiem
Tańcy, wzroków ludzi zadziwionych szykiem i pięknem pozornym
Jakoby świat lepsiejszych nie zna
A młodość!
Ah! Ta młodość jeszcze pokorniejsza
Co brzegiem rzeki upłynie za chwil kilka
A mała dziewczynka co księżną stać się chciała
Z owocem zląduje na straganie
Tęsknie zglądając na te piękne panie chichoczące za wachlarzem
Ot, hierarchia ludzkości zawsze dawała w kość tym
Których marzeń nie da się zatrzymać
Ni demonom, czarnym wysłannikom życia
Nie kiepskim pokusom lubieżnego krycia
A największy wróg ze wszystkich to znieczulstwo,
kradnąc oczy i zmysł, lecz sam pomyśl jaki,
tworząc społeczeństwo zimne niczym kamień
Acz nie ten mały, niestety, zabrany gdzieś z plaży
Co zostawisz przy rybie, co się smaży i odejdziesz w niemyśl go wrzucając
Nie, coś raczej jak głaz wielki poorany czasem, wypłukany wodą,
Co miniesz go z grymasem wzrok odwracając w to co nieskalane niczym
A nic puste jak twe myśli i choć teraz wątpisz w te słowa poety, za rok lub dziesięć
Wrócisz do tej frazy, wspomnisz tutejsze obrazy ze wzruszeniem
Lub smutkiem
W końcu widząc jak łatwo sterował tobą nierząd
Umysłu.
I ten burgund już wcześniej wspomniany
pokrywając całą ziemię zapomnieniem
zostawiając na Jej ciele krzywe rany a tych nikt nie zauważy
Bo znowu każdyś z nich zajęty swoją troską
I tak powoli zacznie się koniec, po prostu.
Bez orszaków niebieskich, żadnych płaczów, zgrzytów
Nawet jeden nie piśnie i tak już dawno zabrali im oczy
A z ichnich serc nienawiść broczy
Anna Ciesielska
„Smok i kura"
Smok tysiące lat żyjący,
Kurkę raz spotykające rzekł jej przestrożnie:
"Ucieknij i zawalcz o siebie bo skończysz na
rożnie"
Kura nie posłuchała i parę dni później
w zupie się gotowała,
A morał z tego taki walcz o siebie bo potem
może nie być jak w niebie.
"Język za zębami"
I nawet gdybym miała przyjaciół między
wami,
Trzymam język za zębami,
Gdybyście byli mili czasami,
Trzymam język za zębami,
Gdybyście grozili mi między wersami,
Trzymam język za zębami,
Choćby mieli zbić Mnie batami,
Trzymam język za zębami
I gdyby torturowali mnie latami,
Trzymam język za zębami I choćbym życiem
przypłacić to miała to bym się nie
wygadała...
"Żmija"
Żmija kąsa jadowicie mocno często i
sowicie.
"To kwiat zerwany na łące"
To kwiat zerwany na łące,
to promienie słońca gorące,
to chwila spędzona przy książce,
to jedno spojrzenie w oczy,
to znajomy uśmiech uroczy,
to czas spędzony na pomocy,
to ogniska blask wśród czarnej nocy,
to piosenka sprzed lat skoczna,
to herbata z przyjaciółmi,
To każda z tych chwil, tak rzadko
docenianych a wszak tak hojnie Nam
danych...
Marianna Walkowiak
***
Ciszo,
Poszukuję ciebie w rozjątrzeniu,
Gdy wszystkie dźwięki poddają
Mnie jeszcze większemu wrzeniu.
Ciszo,
Poszukuję ciebie w chwilach zmartwienia,
Gdy tyle niepokojących głosów
Doprowadza mnie do drżenia.
Ciszo,
Poszukuję ciebie wśród rozpaczy,
Gdy żadne słowo pocieszenia
Nic dla mnie nie znaczy.
Niby ciebie poszukuję -
Gdy zaczynasz panować,
- Nigdy nie - kompletna ciszo,
Przerażasz mnie
Jan Grussy
„3)”
jadę każdego dnia w maszynie na szynie
Myśląc, że nie wiem dokąd zmierzam
Może dziś ta szyna bardziej w lewo popłynie
jednak nie, codzienne ten sam peron zwiedzam
Widzę twarze, ludzkie twarze.
Słyszę głosy, śmiechy, płacze
Skrawki życia każdego pasażera
o tym ze ktoś dostał awans, że ktoś komuś umiera
Chciałbym choć raz zobaczyć moje życie z boku
usłyszeć siebie pogrążonego w porannym amoku
zapytać „przepraszam, czy to miejsce zajęte?”
to rutynowe życie, jest dla mnie po prostu niepojęte
Przedstawiamy wiersze laureatów
Roksana Czechowicz
„Mała dziewczynka z pięknym głosem”
Z dedykacją dla siedmioletniej Amelki z Ukrainy
Mroczny bunkier w Kijowie.
W oddali słychać strzały.
Zatęchła obskurna piwnica,
W jej murach tłum struchlały.
Tu kuli ktoś ramiona,
Tam Boga ktoś przyzywa,
Gdy nagle nastrój grozy
Dziecięcy głos przerywa.
Z małych różowych usteczek
W tę przeraźliwą noc
Płynie piosenka krzepiąca
Z refrenem "Mam tę moc".
I choć potężna armata
Ma moc, by mury kruszyć,
To nie ma takiej siły
Jak żar dziecięcej duszy.
„Śmierć”
Co o niej wiemy?
Na pewno
się zjawi
Jak?
Może po cichu
na paluszkach
jak psotny chochlik
muśnie czule powiekę
zamykając ją
po raz ostatni
Może z hukiem
z trzaskiem
włamie się bezlitośnie
jak bandyta
rabując
świeżo usnute marzenia.
Gdzie?
Może w domowym zaciszu
pachnącym szarlotką z cynamonem
Może w sali szpitalnej
w której unosić się będzie
ostry zapach detergentów
Może na ulicy
z piskiem opon
i chrzęstem tłuczonego szkła.
Kiedy?
Może nie w porę
niczym nieplanowany gość
Może w sam raz
jak zaproszona wcześniej
najlepsza przyjaciółka
Kto to wie?
Chyba tylko
Ona sama
A może
nawet ona
nie ma jeszcze o tym
bladego pojęcia
„Do przyjaciela”
Odszedłeś
zabrała cię ta
która zabiera na zawsze
i podobno
do lepszego świata
Odszedłeś
mam po tobie
pudełko ze zdjęciami
które cały czas
wprawiają moje serce
w serię drgań
Odszedłeś
zostawiając po sobie
garstkę rzeczy
pokłady wspomnień
i niemożliwy do wypełnienia
kawałek pustki
na dnie duszy
Jeszcze cię zobaczę
nie tutaj
nie na tym świecie
i nieprędko
lecz
JESZCZE CIĘ ZOBACZĘ
Będziesz tam
przy samej bramie
przy samym świętym Piotrze
i na mój widok
wesoło
zamerdasz ogonem
Oliwia Rajkowska
***
Gdy słońce znika budzą się potwory
Wychodzą spod łóżek na łów,
Strzygi i zmory – dzieci małych lęki
By stać się prawdziwym upiorem
Ten łapę wyciąga, inny w pysku mieli
Wspomnień zapomnianych kurz
Harcują po Świecie, gdzie zamieć, gdzie Nów.
Bo potwory lubią śnieg,
W Białej Masie zapada się odór,
Gwiazd martwych i tych niezdobytych
Nie spojrzysz im w oczy, strach wzbiera na sile
By w końcu w panice bój stoczyć
A potwór się cieszy widząc lęk człowieka,
Głaszcze po włosach powoli
Szpony zaciska, krew leje i tryska –
W tym puchu robiąc ozdoby
Bo tuczy swój obiekt kreatur,
Z wolna, dokładnie co wieczór,
byś jedyne co widział w tej ostatniej chwili
To biel i skrzydła motyli
„Razem”
Nie wiem nawet kiedy to się stało,
w którym momencie myślokształt przyjął twoją twarz
Lecz nie powiem, że jest to niechciane
W jakikolwiek sposób się tutaj dostałaś,
zostań.
Nawet gdy wiatr zawieje odrobinę mocniej,
gdy włosy zmierzwi nieoczekiwanie,
a krople zawodu tak pięknie zmoczą ubranie,
zostań.
Chciałabym móc rzec, że nigdy nie było lepiej niż teraz
i już nigdy niż teraz gorzej nie będzie,
Lecz kto wie, co przyniesie nam duch czasu,
Czy z agawą, chryzantemą przyjdzie któregoś wieczorul
Chciałabym z przekonaniem powiedzieć, że nic się nie liczy
i liczyć nie będzie się nic
prócz nas
Ale powiem to jedynie z nadzieją
Bo matka kocha swoje dzieci,
Choć rani i krzywdzi nieustannie, jak nieustannie bolesny jest czas
Ten już wspomniany chwilkę temu
Mogłabym się założyć, że przybędzie kiedyś z piłą,
Odetnie nam po ręce, kilka palców i kawałek serca
Podzieli go na dziesięć części, rozsypie po świecie
Z myślą, że pójdziemy ich szukać
Osobno.
Ale tak naprawdę zostaniemy tutaj, ciągle tak samo emocjonalne
Nie przejmując się zwykłym kawałkiem serca
Zostaniemy przed kominkiem
Razem
***
Kto łapiąc za słowa strachem się obejdzie
Nie przyda się więcej, a w życia udręce
Niech spojrzy głębiej, bardziej w problem wejdzie
A już nie wypłynie, do bram słońca bilet
Mu dostarczą
Choć racz człowieku zapłakać nad losem
Tych wszystkich pierzastych ze złamanym głosem,
bądź pięknych siedzących na krzesłach gdzieś wysoko
Co żaden, ani żadna z tych największych krain burgundem niezaciekawiona
A wiesz paniczyku, że kolory hańbą większą cię okryją, niż
przegrany pojedynek, łza królewny czysta
A sprawą jest oczywista, iż te tysiąc istnień o których ty nie wiesz
ważniejszymi są od twoich
Tych wszystkich złociszy, kreacji najpiękniejszych
ksiąg wieczystych nieskalanych królewskim dotykiem
Tańcy, wzroków ludzi zadziwionych szykiem i pięknem pozornym
Jakoby świat lepsiejszych nie zna
A młodość!
Ah! Ta młodość jeszcze pokorniejsza
Co brzegiem rzeki upłynie za chwil kilka
A mała dziewczynka co księżną stać się chciała
Z owocem zląduje na straganie
Tęsknie zglądając na te piękne panie chichoczące za wachlarzem
Ot, hierarchia ludzkości zawsze dawała w kość tym
Których marzeń nie da się zatrzymać
Ni demonom, czarnym wysłannikom życia
Nie kiepskim pokusom lubieżnego krycia
A największy wróg ze wszystkich to znieczulstwo,
kradnąc oczy i zmysł, lecz sam pomyśl jaki,
tworząc społeczeństwo zimne niczym kamień
Acz nie ten mały, niestety, zabrany gdzieś z plaży
Co zostawisz przy rybie, co się smaży i odejdziesz w niemyśl go wrzucając
Nie, coś raczej jak głaz wielki poorany czasem, wypłukany wodą,
Co miniesz go z grymasem wzrok odwracając w to co nieskalane niczym
A nic puste jak twe myśli i choć teraz wątpisz w te słowa poety, za rok lub dziesięć
Wrócisz do tej frazy, wspomnisz tutejsze obrazy ze wzruszeniem
Lub smutkiem
W końcu widząc jak łatwo sterował tobą nierząd
Umysłu.
I ten burgund już wcześniej wspomniany
pokrywając całą ziemię zapomnieniem
zostawiając na Jej ciele krzywe rany a tych nikt nie zauważy
Bo znowu każdyś z nich zajęty swoją troską
I tak powoli zacznie się koniec, po prostu.
Bez orszaków niebieskich, żadnych płaczów, zgrzytów
Nawet jeden nie piśnie i tak już dawno zabrali im oczy
A z ichnich serc nienawiść broczy
Anna Ciesielska
„Smok i kura"
Smok tysiące lat żyjący,
Kurkę raz spotykające rzekł jej przestrożnie:
"Ucieknij i zawalcz o siebie bo skończysz na
rożnie"
Kura nie posłuchała i parę dni później
w zupie się gotowała,
A morał z tego taki walcz o siebie bo potem
może nie być jak w niebie.
"Język za zębami"
I nawet gdybym miała przyjaciół między
wami,
Trzymam język za zębami,
Gdybyście byli mili czasami,
Trzymam język za zębami,
Gdybyście grozili mi między wersami,
Trzymam język za zębami,
Choćby mieli zbić Mnie batami,
Trzymam język za zębami
I gdyby torturowali mnie latami,
Trzymam język za zębami I choćbym życiem
przypłacić to miała to bym się nie
wygadała...
"Żmija"
Żmija kąsa jadowicie mocno często i
sowicie.
"To kwiat zerwany na łące"
To kwiat zerwany na łące,
to promienie słońca gorące,
to chwila spędzona przy książce,
to jedno spojrzenie w oczy,
to znajomy uśmiech uroczy,
to czas spędzony na pomocy,
to ogniska blask wśród czarnej nocy,
to piosenka sprzed lat skoczna,
to herbata z przyjaciółmi,
To każda z tych chwil, tak rzadko
docenianych a wszak tak hojnie Nam
danych...
Marianna Walkowiak
***
Ciszo,
Poszukuję ciebie w rozjątrzeniu,
Gdy wszystkie dźwięki poddają
Mnie jeszcze większemu wrzeniu.
Ciszo,
Poszukuję ciebie w chwilach zmartwienia,
Gdy tyle niepokojących głosów
Doprowadza mnie do drżenia.
Ciszo,
Poszukuję ciebie wśród rozpaczy,
Gdy żadne słowo pocieszenia
Nic dla mnie nie znaczy.
Niby ciebie poszukuję -
Gdy zaczynasz panować,
- Nigdy nie - kompletna ciszo,
Przerażasz mnie
Jan Grussy
„3)”
jadę każdego dnia w maszynie na szynie
Myśląc, że nie wiem dokąd zmierzam
Może dziś ta szyna bardziej w lewo popłynie
jednak nie, codzienne ten sam peron zwiedzam
Widzę twarze, ludzkie twarze.
Słyszę głosy, śmiechy, płacze
Skrawki życia każdego pasażera
o tym ze ktoś dostał awans, że ktoś komuś umiera
Chciałbym choć raz zobaczyć moje życie z boku
usłyszeć siebie pogrążonego w porannym amoku
zapytać „przepraszam, czy to miejsce zajęte?”
to rutynowe życie, jest dla mnie po prostu niepojęte