Jesteś 9998380 gościem | Dziś jest wtorek, 30 kwietnia 2024 | Godzina 17:25 |  | 

XXIX Konkurs Poetycki Paderka

 


 

Finał Konkursu Poetyckiego Paderka

konkurs poetycki 2024 final

 

 

 

Roksana Czechowicz

Z ziemi włoskiej ...do Włoch

A jednak można

uśmiechać się na pełen etat

do obcych ludzi na ulicy

i nie być uznanym

za wariata

A jednak można

serce wyciągać do innych

 położone na otwartej dłoni

i nie bać się że ktoś

je rozszarpie

A jednak można

owoc trudu swoich rąk rozdawać hojnie

i nie sporządzać w myślach

listy strat

A jednak można

mówić symfonię radości skomponowaną z prostych słów

grazie, ciao i pręgo

A jednak może

wznieść na wyżyny zachwytu

zawalający się budynek

zaprzeć dech w piersiach

spojrzenie za okno

przenieść do raju

ciastko z pistacją

zadźwięczeć jak zaklęcie wieszczki cukrowej

nazwa makaronu z sosem i serem

wprowadzić w stan ekstazy

rogalik z dżemem

i z widokiem na Vesuvio

otulić zmysły

jak aksamitny szal

  wskazówka jak dojść do

A jednak...!

A może..

to cytrynowe Sorrento

i cała podróż

tylko mi się przyśniły?

Otwieram oczy

strząsając niechcący z powiek

resztki turkusu

Castellamare di Stabia

i odprawiając dryfujące w oddali stateczki

w jeszcze dalszą dal niebytu

Na talerzu kanapka

z codziennością

Za oknem

krzycząca pustką plama po Wezuwiuszu

Pośpiesznie zamykam oczy

 Jeszcze chociaż minutka

Per favore...!

Po kropce...

Kiedy byłeś,

nie wiedziałam, że jesteś.

Kiedy Cię nie ma,

wiem, że byłeś.

Nie wiedziałam o Tobie,

choć co dzień zbieraliśmy    

podeszwami butów

ten sam kurz

ze szkolnych korytarzy.

Może nawet

stąpaliśmy wzajemnie

po naszych

niewidzialnych śladach.

Być może raz czy dwa

nieuważnie przebiegliśmy

po sobie wzrokiem

lub trąciliśmy się łokciem

w codziennym

uczniowskim korowodzie

płynącym po schodach

to w górę, to w dół.

W czasie, gdy my

stawiamy przecinki

po każdym przeżytym dniu,

Ty z jakiegoś powodu

postanowiłeś

postawić kropkę.

Tę definitywną,

po której w książkach

bywa napisane jedynie

THE END.

Nigdy! nie! rozumiałam! zasad! interpunkcji!

 

Anastazja Elis

Pokolenie (nas nie nauczono) 

Wiatr po prostu wieje. Ziemia wiecznie

niedojrzała

Chmury ciemne, a do szklanki leje się gorzała

Nie widać kolorów, kiedyś pamiętam istniały 

Widać tylko przebłyski kiedy procent uderzy

Siedzę sam niezdumiały, jak każdy z nas 

Nas nie nauczono. Nie wiem jak je znów

zobaczyć, choć ciągle tego ode mnie wymaga

starszych liczne grono

Nie ma relacji.
Są tylko złudzenia

Nie ma miłości

Są tylko kuszenia

Nas nauczono. Radź sobie sam

Nie umiemy, nas nie nauczono

 

Dziewczynka z papierosem

Każdego dnia do osiedlowego sklepu wchodzi

małe dziecko

Nie przypomina swoich rówieśników

Zamiast lecieć do sekcji ze słodyczami

ona zwiedza sklep

Idzie powoli

Zawsze na początku patrzy na warzywa owoce i

pieczywo - tak się zaczyna każdy sklep 

Niedaleko są lodówki w których leży nabiał 

nie ma w nich nic przyciągającego dla niej

chociaż kakao kusi

Dawno nie miała nic słodkiego w ustach

Dalej oczywiście strefa ze słodyczami ale

dziewczynka nie zatrzymuje się przy niej

Makarony - potrafią mieć śmieszne kształty

kokardki, rurki a nawet jakieś kręciołki

Sekcja chemii, nic ciekawego, dzieci nie lubią

sprzątać 

Koło kasy znajdują się napoje, słodkie, słodkie

gazowane i te zakazane

Każdy z różnymi numerkami

Cztery, pięć, sześć, jedenaście, czternaście,

dwadzieścia cztery, czterdzieści… zaraz będzie

więcej niż potrafi zliczyć

Podchodzi z niczym do kasy, rozgląda się co stoi

za panią kasjerką

Przychodzi jej kolej 

Prosi o papierosy, dostaje papierosy 

Pani jej wydaje bez zastanowienia 

Dziewczynka płaci, wychodzi 

Zapala przed sklepem, nikt na nią nie patrzy, nikt

nie zwraca uwagi 

Cóż za codzienność - dziewczynka z papierosem 

 

Wojciech Barc

“Omega”

Chmury niby szkicownik Boga

 - Kreśli w nich kształty bez kształtu.

Własnych stóp szukam

Gdzieś tam; W obłokach.

Przeczesując kłosy ręką

Oddzielił plew od ziarna.

Ziarno roztarł - to na mąkę,

A plew zasiał i podlewał

W kakofonii stworzenia.

Kształty niebieskie są

 Prawdziwsze, niż moje.

Bóg sfrustrowany wylał farbę

Na błękitne płótno,

Nim przykrył swą karykaturę.

Ale nigdy nie zapomniał.

W tym szczerość była

 - W kakofonii stworzenia.

 

“Pojęcie”

Zdarta linia między słowami

Nie do obrony;

Nie widzę.

Tracę losy, których nici

Tną mi dłonie,

Bo widzę;

Zginając się ku tej wodzie

Pod powierzchnią

 - To ją widzę

W dysproporcji,

W harmonii.

Nie potrafię na kolanach

Liczyć pamięci

 

Karolina Grześkowiak

 

"Filozofia"


Uprawia ją każdy praktycznie codziennie.
Sadzi zalążek myśli głęboko pod czaszką
i bez hamulców pozwala mu się rozwijać.
Lecz przecież o taką myśl trzeba dbać.
Niepodlewana rozmyślaniami uschnie.
Zalana potokiem słów zwiędnie.
Niewyciągnięta na światło zmarnieje.
Trzeba ją również przycinać,
by gąszcz nie zagniótł owoców.
A jakie one będą, to już zależy od ogrodnika.
Ot i cała filozofia.

 

 "List do ciebie"

Piszę dzisiaj ten list,
by uchwycić choć część tej przemijającej chwili.
Bo co mi po niej zostanie?

W powietrzu unosi się jeszcze
nikła smużka twojego zapachu,
na podłodze leży twój włos.
Za chwilę powieje wiatr i nie będzie już zapachu, a włos wpadnie pod szafę, do innych włosów.

Co mi po wypowiedzianych słowach,
których i tak już nie pamiętamy?
Co mi po tamtym tańcu,
gdy leci już inna piosenka?
A co Tobie po tym liście,
skoro i tak go nie przeczytasz?

Przecież to moja chwila przemija.
Więc po co Ci po niej pamiątka?

 

Kacper Lebioda

„Poczekalnia”

 Wieczne siedzenie

Ciągłe myślenie

Słyszysz numerek

To trochę jak berek

Zerkasz na rękę, tu A160

Na tablicy widnieje A80

Jeszcze godzina czekania

Choć tu nie sprawdza się kalkulacja

Krzesło niedawno zimne jak lód

A teraz rozgrzane na wiór

Ludzie krążą, błądzą

Usiedzieć już nie mogą

Słowami po urzędzie chodzą

Cały nerwowy ktoś krzyczy do telefonu

Chyba wykonuje swoją pracę

Na innych winę zrzucanie

Dziecko w tle płacze

Jego mamie takiej damie

Nie przystoi dawać lanie

A do akompaniamentu ktoś obok chrapie

Naprawdę nuży to czekanie

W recepcji Pani stoi osłupiała

Bo języka ukraińskiego nie zrozumiała

Inny mężczyzna wieścią się dzieli

Że nie wróci do niedzieli

Nie wszyscy czekają tu sami

Za mną gorączkowe rozmowy się toczą

Jak to Adam został kuternogą

Jednak inny członek

Całego tego chaosu

Wychodzi rzucając

„Dziękuję już tu nie wrócę”

Myślę,

„Wróci, wróci ze złudną nadzieją dnia jutrzejszego”

Wśród całego nieporządku

W ścianę się wgapiam

Widząc w niej twarz

Pytam

„Tak wygląda ta ustawowa dorosłość?!”

 

Marianna Sibilska

„Studium onomatopei wszelkich“

Szept, szum, cisza,

Pstryk, brzmi klisza.

Świst, chwyt, brzdęk

Skłon, śmiech, wdzięk.

Szmer, krzyk, wrzaski,

Wrzawa, brawa i oklaski.

Strzał, traf, wycie

I już po zachwycie..

 

„Danse macabre, czyli nawet po śmierci można się dobrze bawić“

Przyleciał zwiastun śmierci,

Zrzucił gwiazdy z firmamentu

I zaraz przestało istnieć,

Co było do tego momentu.

Szum się uniósł na cmentarzu,

Trupy wystąpiły z grobów,

A każdy kto pozostał

Zaczął wzywać swoich bogów.

Widok był to makabryczny

I smród zgnilizny straszny,

Gdy się danse macabre rozpoczął,

Moment dla zmarłych tak ważny.

Zaraz szkielet przepołowiony

Do zabawy się przyłączył

I tańczył tak radośnie,

Aż się z innym trupem złączył.

Lecz kiedy nastał poranek

I słońce wstało wcześnie,

Cmentarzysko znów zamarło

Na parę wieków, we śnie.

Jedyną po tym pamiątką

Była wzruszona ziemia

I kruk na pobliskim drzewie,

Pamiętający te zdarzenia