XXIX Konkurs Poetycki Paderka
Finał Konkursu Poetyckiego Paderka
Roksana Czechowicz
Z ziemi włoskiej ...do Włoch
A jednak można
uśmiechać się na pełen etat
do obcych ludzi na ulicy
i nie być uznanym
za wariata
A jednak można
serce wyciągać do innych
położone na otwartej dłoni
i nie bać się że ktoś
je rozszarpie
A jednak można
owoc trudu swoich rąk rozdawać hojnie
i nie sporządzać w myślach
listy strat
A jednak można
mówić symfonię radości skomponowaną z prostych słów
grazie, ciao i pręgo
A jednak może
wznieść na wyżyny zachwytu
zawalający się budynek
zaprzeć dech w piersiach
spojrzenie za okno
przenieść do raju
ciastko z pistacją
zadźwięczeć jak zaklęcie wieszczki cukrowej
nazwa makaronu z sosem i serem
wprowadzić w stan ekstazy
rogalik z dżemem
i z widokiem na Vesuvio
otulić zmysły
jak aksamitny szal
wskazówka jak dojść do
A jednak...!
A może..
to cytrynowe Sorrento
i cała podróż
tylko mi się przyśniły?
Otwieram oczy
strząsając niechcący z powiek
resztki turkusu
Castellamare di Stabia
i odprawiając dryfujące w oddali stateczki
w jeszcze dalszą dal niebytu
Na talerzu kanapka
z codziennością
Za oknem
krzycząca pustką plama po Wezuwiuszu
Pośpiesznie zamykam oczy
Jeszcze chociaż minutka
Per favore...!
Po kropce...
Kiedy byłeś,
nie wiedziałam, że jesteś.
Kiedy Cię nie ma,
wiem, że byłeś.
Nie wiedziałam o Tobie,
choć co dzień zbieraliśmy
podeszwami butów
ten sam kurz
ze szkolnych korytarzy.
Może nawet
stąpaliśmy wzajemnie
po naszych
niewidzialnych śladach.
Być może raz czy dwa
nieuważnie przebiegliśmy
po sobie wzrokiem
lub trąciliśmy się łokciem
w codziennym
uczniowskim korowodzie
płynącym po schodach
to w górę, to w dół.
W czasie, gdy my
stawiamy przecinki
po każdym przeżytym dniu,
Ty z jakiegoś powodu
postanowiłeś
postawić kropkę.
Tę definitywną,
po której w książkach
bywa napisane jedynie
THE END.
Nigdy! nie! rozumiałam! zasad! interpunkcji!
Anastazja Elis
Pokolenie (nas nie nauczono)
Wiatr po prostu wieje. Ziemia wiecznie
niedojrzała
Chmury ciemne, a do szklanki leje się gorzała
Nie widać kolorów, kiedyś pamiętam istniały
Widać tylko przebłyski kiedy procent uderzy
Siedzę sam niezdumiały, jak każdy z nas
Nas nie nauczono. Nie wiem jak je znów
zobaczyć, choć ciągle tego ode mnie wymaga
starszych liczne grono
Nie ma relacji.
Są tylko złudzenia
Nie ma miłości
Są tylko kuszenia
Nas nauczono. Radź sobie sam
Nie umiemy, nas nie nauczono
Dziewczynka z papierosem
Każdego dnia do osiedlowego sklepu wchodzi
małe dziecko
Nie przypomina swoich rówieśników
Zamiast lecieć do sekcji ze słodyczami
ona zwiedza sklep
Idzie powoli
Zawsze na początku patrzy na warzywa owoce i
pieczywo - tak się zaczyna każdy sklep
Niedaleko są lodówki w których leży nabiał
nie ma w nich nic przyciągającego dla niej
chociaż kakao kusi
Dawno nie miała nic słodkiego w ustach
Dalej oczywiście strefa ze słodyczami ale
dziewczynka nie zatrzymuje się przy niej
Makarony - potrafią mieć śmieszne kształty
kokardki, rurki a nawet jakieś kręciołki
Sekcja chemii, nic ciekawego, dzieci nie lubią
sprzątać
Koło kasy znajdują się napoje, słodkie, słodkie
gazowane i te zakazane
Każdy z różnymi numerkami
Cztery, pięć, sześć, jedenaście, czternaście,
dwadzieścia cztery, czterdzieści… zaraz będzie
więcej niż potrafi zliczyć
Podchodzi z niczym do kasy, rozgląda się co stoi
za panią kasjerką
Przychodzi jej kolej
Prosi o papierosy, dostaje papierosy
Pani jej wydaje bez zastanowienia
Dziewczynka płaci, wychodzi
Zapala przed sklepem, nikt na nią nie patrzy, nikt
nie zwraca uwagi
Cóż za codzienność - dziewczynka z papierosem
Wojciech Barc
“Omega”
Chmury niby szkicownik Boga
- Kreśli w nich kształty bez kształtu.
Własnych stóp szukam
Gdzieś tam; W obłokach.
Przeczesując kłosy ręką
Oddzielił plew od ziarna.
Ziarno roztarł - to na mąkę,
A plew zasiał i podlewał
W kakofonii stworzenia.
Kształty niebieskie są
Prawdziwsze, niż moje.
Bóg sfrustrowany wylał farbę
Na błękitne płótno,
Nim przykrył swą karykaturę.
Ale nigdy nie zapomniał.
W tym szczerość była
- W kakofonii stworzenia.
“Pojęcie”
Zdarta linia między słowami
Nie do obrony;
Nie widzę.
Tracę losy, których nici
Tną mi dłonie,
Bo widzę;
Zginając się ku tej wodzie
Pod powierzchnią
- To ją widzę
W dysproporcji,
W harmonii.
Nie potrafię na kolanach
Liczyć pamięci
Karolina Grześkowiak
"Filozofia"
Uprawia ją każdy praktycznie codziennie.
Sadzi zalążek myśli głęboko pod czaszką
i bez hamulców pozwala mu się rozwijać.
Lecz przecież o taką myśl trzeba dbać.
Niepodlewana rozmyślaniami uschnie.
Zalana potokiem słów zwiędnie.
Niewyciągnięta na światło zmarnieje.
Trzeba ją również przycinać,
by gąszcz nie zagniótł owoców.
A jakie one będą, to już zależy od ogrodnika.
Ot i cała filozofia.
"List do ciebie"
Piszę dzisiaj ten list,
by uchwycić choć część tej przemijającej chwili.
Bo co mi po niej zostanie?
W powietrzu unosi się jeszcze
nikła smużka twojego zapachu,
na podłodze leży twój włos.
Za chwilę powieje wiatr i nie będzie już zapachu, a włos wpadnie pod szafę, do innych włosów.
Co mi po wypowiedzianych słowach,
których i tak już nie pamiętamy?
Co mi po tamtym tańcu,
gdy leci już inna piosenka?
A co Tobie po tym liście,
skoro i tak go nie przeczytasz?
Przecież to moja chwila przemija.
Więc po co Ci po niej pamiątka?
Kacper Lebioda
„Poczekalnia”
Wieczne siedzenie
Ciągłe myślenie
Słyszysz numerek
To trochę jak berek
Zerkasz na rękę, tu A160
Na tablicy widnieje A80
Jeszcze godzina czekania
Choć tu nie sprawdza się kalkulacja
Krzesło niedawno zimne jak lód
A teraz rozgrzane na wiór
Ludzie krążą, błądzą
Usiedzieć już nie mogą
Słowami po urzędzie chodzą
Cały nerwowy ktoś krzyczy do telefonu
Chyba wykonuje swoją pracę
Na innych winę zrzucanie
Dziecko w tle płacze
Jego mamie takiej damie
Nie przystoi dawać lanie
A do akompaniamentu ktoś obok chrapie
Naprawdę nuży to czekanie
W recepcji Pani stoi osłupiała
Bo języka ukraińskiego nie zrozumiała
Inny mężczyzna wieścią się dzieli
Że nie wróci do niedzieli
Nie wszyscy czekają tu sami
Za mną gorączkowe rozmowy się toczą
Jak to Adam został kuternogą
Jednak inny członek
Całego tego chaosu
Wychodzi rzucając
„Dziękuję już tu nie wrócę”
Myślę,
„Wróci, wróci ze złudną nadzieją dnia jutrzejszego”
Wśród całego nieporządku
W ścianę się wgapiam
Widząc w niej twarz
Pytam
„Tak wygląda ta ustawowa dorosłość?!”
Marianna Sibilska
„Studium onomatopei wszelkich“
Szept, szum, cisza,
Pstryk, brzmi klisza.
Świst, chwyt, brzdęk
Skłon, śmiech, wdzięk.
Szmer, krzyk, wrzaski,
Wrzawa, brawa i oklaski.
Strzał, traf, wycie
I już po zachwycie..
„Danse macabre, czyli nawet po śmierci można się dobrze bawić“
Przyleciał zwiastun śmierci,
Zrzucił gwiazdy z firmamentu
I zaraz przestało istnieć,
Co było do tego momentu.
Szum się uniósł na cmentarzu,
Trupy wystąpiły z grobów,
A każdy kto pozostał
Zaczął wzywać swoich bogów.
Widok był to makabryczny
I smród zgnilizny straszny,
Gdy się danse macabre rozpoczął,
Moment dla zmarłych tak ważny.
Zaraz szkielet przepołowiony
Do zabawy się przyłączył
I tańczył tak radośnie,
Aż się z innym trupem złączył.
Lecz kiedy nastał poranek
I słońce wstało wcześnie,
Cmentarzysko znów zamarło
Na parę wieków, we śnie.
Jedyną po tym pamiątką
Była wzruszona ziemia
I kruk na pobliskim drzewie,
Pamiętający te zdarzenia